poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 16.

  Mieliśmy zamiar kupić z Robertem dom. Pokazałam mu gdzie widziałam śliczny domek na sprzedaż.
-Przecież to jest pałac a nie dom-powiedział Lewy, kiedy jechaliśmy podjazdem.
-Oj tam, oj tam...

-Ile to kosztuje?-zapytał kiedy wysiedliśmy i rozglądaliśmy się wookoło.
-Czy to ważne?-zapytałam z uśmiechem.
-Masz tyle?-Robert spojrzał na mnie.
   Ustaliliśmy, że ten dom kupuje ja, on sam wybierze sobie inny. Było to zabezpieczeni, na wypadek przyjazdu rodziny...
   Albo kłótni....
-Mam... Promuję dwie marki, gram w Arsenalu... dostaje nawet kase za zdjęcia publikowane w internecie-powiedziałam, myśląc o wysokości mojego konta z uśmiechem.
-Kupisz ten dom?-zapytał zrezygnowany.
-Oczywiście-wybuchnęłam śmiechem.
  Weszliśmy po białych schodkach i zadzwoniliśmy do drzwi.


*******************************************************


  Już w kilka dni zorganizowaliśmy przeprowadzkę z mieszkania. Stwierdziłam, że nie będę go sprzedawać. Zbyt przywiązałam się do tych pomieszczeń.
  Zatrudniłam Marię. Była służącą,która pracowała u poprzedniego właściela. Ponieważ Robert nalegał zatrudniłam także dwóch ochroniarzy. Maksa i Alex'a.
   Robert pojechał na trening a ja kończyłam układać ostatnie rzeczy w salonie.
  Rozległ się dzwonek do drzwi. Po chwili Maria przyszła do mnie.

-Panienko Magdaleno-powiedziała (prosiłam, żeby mnie tak nie nazwywała)-ktoś do pani.
  Wyszłam za nią do przedpokoju i zamrłam...

  Bartek...

******************************************************

**TRZY LATA WCZEŚNIEJ**


  Chodziłam dopiero do 2 gimnazjum. Pewnego razu razem z Karoliną, jej mamą i wujkiem pojechaliśmy na mecz pobliskiej drużyny.

   Przyjechaliśmy za wcześnie i  tarfiliśmy na ich rozgrzewkę. Karolina z rodziną poszła sobie usiąść na trybunach,a ja szłam w stronę sklepiku po wodę.
  Nagle piłka świsnęła mi tuż nad głową, gdybym się nie uchyliła dostałabym w twarz. Spojrzałam na boisko i dostrzegałm chopaka,który nagle się odwrócił i udawał, że jest zajety podawaniem.

  Nie myśląc złapałam piłkę, którą o mało nie oberwałam i kopnęłam z całej siły. Dzwiny traf chciał,że trafiłam w jego plecy. Tego ani ja, ani on się nie spodziewaliśmy. Szybko ukryłam się za reklamą, powieszoną na barierce.
  Po chwili usłyszałam nad głową chrząknięcie. Podniosłam oczy i dostrzegłam uśmiechniętego chłopaka z piłką pod pachą.

-Masz cela-powiedział i podał mi rękę-jestem Bartek


******************************************************

    Szybko wymieniliśmy się numerami, a on później rozegrał wspaniały mecz, zdobywając zwycięskiego gola.
   Okazało się, że był kapitanem drużyny i najprzystojniejszym ciachem jakie chodziło po ziemi.



   Po lekcjach czekał na mnie pod szkołą, opierając się o motor. Wiele osób zazdrościło mi tak przystojego chłopaka,a ja sama nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście.
   Zabierał mnie w różne miejsca. Często chodziliśmy na spacery po łąkach. Byłam szczęśliwa.
   Mojej mamie nie podobało się, że chodzę z chłopakiem, który jest starszy o 4 lata. Do tego przeszkadzało jej, że jeździmy motorem, który określiła jako niebezpieczny. Często kłóciłam się z nią o Bartka. 
  

***************************************************************

  Pewnego dnia na spacerze pokłóciliśmy się. Nie pamiętam o co poszło,ale byłam strasznie zła. Kazałm odwieźć się pod dom i bez pożegnania sobie poszłam. Nie oddzywaliśmy się do siebie 2 dni. 
  Trzeciego dnia po wyjściu ze szkoły zobaczyłam grupkę starszych dziewczyn, które chichotały patrząc na boisko szkolne. Wyminęłam je i weszłam na plac. Karolina, Mucha i Gabrysia śmiały się właśnie z ostatniej lekcji, gdy nagle zamarły. Podniosłam głowę znad telefonu i wreszcie zrozumiałam.
  Bartek stał oparty o motor z największym bukietem róż jaki w życiu widziałam. Jakaś nauczycielka wyrzucała mu właśnie, że nie wolno wjeźdźać na teren szkoły takim sprzętem, lecz on dostrzegł mnie, przeprosił  nauczycielkę i ruszył w moim kierunku.
  Opuściłam głowę i starając się nie patrzeć w jego stronę, ruszyłam do bramy.
-Magda!-zawołał. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego niebiekie oczy.
-Czego chcesz?-zapytałam zimno, odgarniając włosy. Na boisku zebrała się chyba cała szkoła, ale w tamtej chwili  mnie to nie obchodziło.
-Chcę cię przeprosić-powiedział.
  Był tak przystojny, że zakręciło mi się w głowie. Westchnęłam i spojrzałam na bukiet.
-Nie mamy o czym rozmawiać-powiedziałąm twardo, zaskakując samą siebie.
  I wtedy zrobił coś czego się kompletnie nie spodziewałam. Padł na kolana i zaczął glośno krzyczeć.
-KOCHAM CIĘ I NIE WSTANĘ DOPÓKI MI NIE WYBACZYSZ!

  Rozejrzałam się wokoło. Cała szkoła. 
-Zamknij się proszę-powiedziałam cicho, a on uśmiechnął się szeroko.
-PRZEBACZ MI, KOCHAM CIĘ!
-Daj mi spokój-powiedziałam.

-Zacznę śpiewać-powiedział i już otworzył usta,lecz zatkałąm je ręką.
-Wybaczysz mi?-zapytał spod ręki.
  Uśmiechnęłam się zrezygnowana.

-Tak!-krzyknął, złapał mnie w ramiona i przy wszystkich pocałował. Szkoła zaczęła klaskać, a ja z Bartkiem wsiedliśmy na motor i odjechaliśmy.

******************************************************

   Byłam na wszystkich meczach, a często także na treningach jego drużyny. Kochałam go mocno, jak nikogo.
   Podczas jednego meczu, Bartek dał mi do potrzymania swój telefon. Siedziałam z innymi chłopakami na ławce rezerwowych.  W pewnym momencie jego komórka zadzwoniła mi w dłoni.
-Tak, sucham?-zapytałam z napięciem, patrząc na mecz.
-Bartuś?-damski głos.
  Skupiłam się na rozmowie.
-Kto dzwoni?-zapytałam ostro.
-Monika, dziewczyna Bartka-powiedziała rozmówczyni-a ty kim jesteś?
  Żołądek przewrócił mi się w brzuchu.
-Magda... to ja jestem dziewczyną Bartka...
  Po drugiej stronie zapadła cisza.
-Był wczoraj z tobą?-zapytała dziewczyna.
  Pomyślałam. Nie, nie było go. Musiał pomóc tacie...
-Nie,ale...-powiedziałam. Bartek przebiegł obok uśmiechając się słodko.
-Bo był u mnie-powiedziała dziewczyna-na noc-dodała z uśmiechem-nadal uważasz, że to twój chłopak?

  Rozłączyłam się. Miałam łzy w oczach.
-Powiedz Bartkowi-zwróciłam się w stronę Kuby,jego najlepszego przyjaciela, który siedział obok-że ma pozdrowienia od Moniki, a do mnie niech się już nie odzywa...
  Kuba spojrzał na mnie przerożony, a ja uciekłam.

******************************************************

   Wróciłam do domu z wujkiem Karoliny. Nie pytał dlaczego płacze. 
   W domu pokłóciłam się z mamą. Zamknęłam się w swoim pokoju i płakałam całą noc, ignorując telefony od niego.
   Nie potrafiłam się ogarnąć,ale Karolina szybko o mnie zadbała. Spędzała ze mną każdą wolną chwilę. Bartek nie przyjeżdżał już pod szkołę i przestał wydzwaniać.
   Dwa tygodnie po naszym zerwaniu był wypadek. Przed wyjściem z domu tego dnia, mama po raz ostatni wypomniała mi mojego byłego chłopaka, co mnie zabolało.
   Przyszedł na pogrzeb,ale nie podszedł do mnie...
   A później wyjechałam...


****************************************************
  

   Teraz stał na moim dywanie, zmoknięty, doroślejszy, przystojniejszy niż kiedykolwiek. Nie wiedziałąm co powiedzieć.
   Maria wróciła do kuchni, a my staliśmy nadal nic nie mówiąc, przypominając sobie starą miłość.
-Cześć-powiedział wkońcu Bartek, mierzwiąc brązowe włosy.
-Co ty tu robisz?-zapytałam słabo.
-Właściwie to...-westchnął i rozejrzał się dookoła. Na podłodze leżało jeszcze kilka pudeł, które Robert obiecał mi później wnieść na górę.
  Nerwowo przekręciłam pierścionek na palcu.
-Po co przyszedłeś?-powtórzyłam, tym razem głos mi nie zadrżał.
-Chciałem...-zaczął przeszukiwać kieszenie swojej skórzanej kurtki i wyciągnął małe, cieme pudełeczko,ale w tym momencie drzwi do domu otworzyły się i wszedł Lewy. Rzucił swoją sportową torbę obok drzwi i spojrzał na Bartka.
-Cześć stary-powiedział z zaskoczeniem, podchodząc do niego i podając mu rękę.

  Stałam jak wmurowana patrząc jak czerony Bartek podaje Robertowi dłoń.
-Znacie się?-zapytałam delikatnie, spoglądając bokiem na narzeczonego.
  Robert wybuchnął śmiechem.
-Chyba nie będziesz zła-powiedział i podszedł do mnie. Delikatnie musnął mój policzek, a ja zauważyłam jak Bartek chowa pudełeczko.
-Dlaczego miałabym być zła?-zapytałam sztywno.
-Mogę jej powiedzieć?-zapytał Robert mojego byłego, który zaczerwienił się jeszcze bardziej-wiedzisz Madziu.... jak kupowałem pierścionek dla ciebie, spotkałem Bartka, który także szykował się na zaręczyny.. Pomogliśmy sobie nawzajem i kupiliśmy takli sam pierścionek-Robert wybuchnął śmiechem.
  Chwileczkę, czy Bartek przed chwilą... Nieee... nieee na pewno nieee....
-Będę się zbierał-powiedział mój były, wkładając ręce do kieszeni. Stałam jak sparaliżowana.
-Czekaj-powiedział Robert z uśmiechem.
  Bartek zatrzymał się w pół kroku do drzwi i spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa.
-Odważyłeś się?-zapytał Robert.
  "Jak ja?"-zdwał się mówić jego uśmiech.
  Bartek jeszcze raz przeczesła włosy, tworząc na głowie jeszcze większy bałagan.
-Nie zdążyłem-powiedział tylko i wyszedł w rzęsisty deszcz.


***********************************************************

  Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
-Karolina?-wyspałam cicho do słuchawki. Zamknęłam się w łazience, żeby Robert mnie nie podsłuchał.
-Nie, święty Mikołaj idiotko-rzuciła moja przyjaciółka-mów szybko, bo już jestem spóźnona na trening a Tomek jest już wściekły.

  LOL, wkurzony Tomeczek ahhh to jest coś.
-Bartek jest w Londynie-powiedziałam cicho, o mało nie wybuchając płaczem.
  Po drugiej stronie zapadła cisza. Karolina zatrzymała się w miejscu.
-Co ty pieprzysz?-zapytała ostro.
-Był u mnie w domu-załkałam, siadając na wannie.
  A przy okazji... wannne mam wyjebistą. Dobra nic nic.
-Bartek? Ale przecież on... ty...-Karolina zapomniała nagle, ze Tomek jest zły.
-Karolina... On chciał mi się chyba... W sensie nie wiem, ale...
-No co?-ponagliła mnie.
  Wyduś to z siebie.
-On chiał mi się oświadczyć.
  Karolina głośniej zaczerpnęła powietrza.
-Ale ty masz już narzeczonego.
  DZIĘKI ZA INFO KAROLINA!

-Ale nie zdążył-dodałam, wstając i przeglądając się w lustrze...
   ...które jest równie wyjebiste jak wanna... Skoromność to podstawa bycia wielkim i wspaniałym.
-Lubiłam go-powiedziała Karolina.
-No i co z tego?
-Nic,ale...
- No to się zamknij i mi pomóż.
-Może powinnaś powiedzieć Rober...
  A może łatwiej od razu się zabić?
-Nawet o tym nie myśl-przerwałam jej, myśląc o rekacji niby spokojnego Roberta.
-To nie rób nic-rzuciła Karolina, a w tle usłyszałam krzyczącego Tomka-kończę-rzuciła tylko i się rozłączyła.
  Nie ma to jak poprosić o pomoc przyjaciółkę.

**********************************************

   Zostawiłam sprawę z Bartkiem. Miałam ważniejsze sprawy na głowie. Matura.
  Nauczyciele dużo mi ułatwiali. Wiedzieli, że gra i treningi wymagają ode mnie dużo zaangażowania dlatego dyrektor mojego liceum zgodził się żebym pisała maturę w sierpniu przed rozpoczęciem sezonu.
  Przez cały czas się uczyłam.Robert często pomagał mi w zapamiętywaniu. Pytał mnie do nocy i tłumaczył matematykę.
-Co później?-zapytał kiedy odłożyłam książkę od historii na łóżko.
-Spanie...
  Robert wybuchnął śmiechem.
-Chodziło mi po twojej maturze...
  Westchnęłąm.
-Studia?-zapytałam nieśmiało. Wiedziałam, że będzie ciężko pogodzić mi naukę z grą w Arsenalu. Robert pomyślał o tym samym.
  Usiadł na łóżku i objął mnie ramieniem.
-Dasz radę... Philip zrozumie-cmoknął mnie w czoło.
-Mam nadzieję...

*********************************************

   Egzaminy przyszły tak szybko,że nim zdąrzyłam się porządnie zestresować, było już po wszystkim.
-Są już wyniki?-zapytał Podolski kiedy kilka dni później weszłam do szatni.
-Są-rzuciłam torbę w boki nie podniosłam wzroku.
-Zdałaś?-zaytał delikatnie Ox, pochodząc bliżej.
  Pociągnęłam nosem i potarłam twarz rękami.
-No kurwa-Giroud, odwrócił się zawiedziony. Podolski wystawił ręce jakby chiał mnie przytulić.
Ox stał z otwartą buzią. Jedynie Wojtek coś jadł.
-No powidz kłamczucho-powiedział Szczęsny, rozsypując wszędzie okruszki-zdałaś?
  Chwila ciszy. Denerwująca muzyka. BUM BUM BUM.
-TAAAAAAAAAAK!
  Wszyscy wybuchnęli śmiechem i rzucili się składać gratulację.

-Co się dzieje?-do szatni wszedł Philip.
-ZADAŁAM!-krzyknęłam i rzuciłam mu się w ramiona.
  Rzuciłaś mu się w ramiona? Aha.
  Philip okręcił mnie kilka razy w powietrzu.

-Gratuluję-szepnął mi do ucha, a na głos powiedział-za pięć minut widzę was na zbiórce...

*********************************************

   Złozyłam papiery na studia prawnicze. Nie wiedziałam, czy mam szanse, szczególnie, ze moje wyniki nie były zachwycające.
  Wychodząc z biura rekrutacji wpadłam na niską kobietę w okularach.
-Przepraszam-powiedziałam, zbierając z ziemi jej papiery.
-Nic nie szkodzi.Czy my się skądś nie znamy?-zapytała, przyglądając mi się badawczo.
  Uśmiechnęłam się lekko.
-Gram w Arsenalu-powiedziałam,poprawiając torbkę na ramieniu.
-A tak!-kobieta uśmiechnęła się-mój syn jest na każdym waszym meczu...-spojrzała na drzwi, z których przec chwilą wyszłam-składasz tu papiery?
-Tak,ale nie wiem czy mi się uda...
-Wstawię się za tobą-przerwała mi-jestem Marry-podała mi rękę.
-Magda-odwzajemniłam uścisk.
-Coś czuję, że jeszcze się zobaczymy...

***********************************************

  Zostałam przyjęta na studia. List otrzymałam w tym samym dniu, w którym do Londynu przyjechała pani Iwona.
  Kiedy ja tłumaczyłam się przed Philipem w kantorku jak chcę łączyć naukę z pracą, Robert opowiadał na kłopotliwe pytania mamy, dotyczące naszego ślubu.

  Dodatkowo zostałam powołana do gry w reprezenatcji.

***********************************************

  Kilka dni przed zgrupowaniem chłopaki zrobili mi kawał. Kiedy otworzyłam szawkę z moimi rzeczami, wylało się na mnie całe wiadro niebieskiej farby.
  Piłkarze zaczęli się śmiać tak bardzo, że Ox dostał czkawki.
-Bardzo. Śmieszne.-powiedziałam,ale uśmiechnęłam się w duchu.
-Zbiórka za...-zaczął Phlip wchodząc do szatni i parsknął śmiechem.
  Uznał,że była to wystarczająca nauczka za to, że postanowiłam kontunuować naukę.
   Postanowiłam, że muszę się zemścić na całej drużynie.
  Pewnego dnia spóźniłam się na trening. Philip już wykręcał do mnie numer, gdy na boisko wjechało 3 wozy strażackie, które otoczyły chłopaków rozgrzewających się na środku boiska. Strażacy szybko rozkręcili weże. Chłoapki nie wiedzieli co się dzieje, dopóki nie wysiadłam z jednego wozu i nie krzyknęłam.
-OGNIA!
   Pomocni strażacy obali całą drużynę od stóp do głów.
   Wojtek i Ox podbiegli do mnie i też trochę mnie zmoczyli. Śmialiśmy się wszyscy głośno wracającdo szatni, a chłopaki obiecali mi, że już nigdy nie będą próbowali mnie wrobić.


******************************************************


   Nadeszły święta Bożego Narodzenia, a później Nowy Rok. Zdałam sobie sprawę jak trudno jest mi łączyć zajęcia na uczelni z grą i zaczęłam rozważać czy nie porzucić studiów.
  Rozmawiałam na ten temat z Robertem i podjęłam decyzje. W lutym kilka dni po moich 19. urodzinach poszłam do sekretariatu złożyć papiery potwierdzające moją rezygnację.
-Jesteś pewna?-zapytała gruba sekretarka.
-Chyba tak...
-Katy skseruj mi to... ooo kogo my tu mamy-do biura weszłą Marry. Nie zmieniła się dużo od ostaniego spotkania.
-Dzień dobry-powiedziałam z uśmiechem.

-Co załatwiasz?-zapytała, patrząc mi przez ramię. Przeczytała nagłówek mojego podania i głośno zaczerpnęła powietrza -żartujesz dziewczyno!
  Uśmiechnęła się sztucznie do sekretarki Katy i wyrwała jej resztę moich dokumentów,poczym złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą na korytarz.
-Chodź za mną-rzuciła tylko i ruszyła po schodach do swojego gabinetu.
  Kiedy znalazłam się w środku zatrzasnęła drzwi i usiadła za dębowym biurkiem.
-Co ty robisz?-zapytała, rzucając na stół moje papiery.
-Nie mogę sobie poradzić-stwierdziłam poprostu.
-Nie mogę sobie poradzić-przedrzeźniła mnie Marry po czym wstała i spojrzała przez okno.
-Zatrudnię cię u siebie w kancelarii. Nauczę cię podstaw prawa w praktyce. Porozmawiam z zarządem-powiedziała odwrcając się nagle.
  Zacięło mnie.
-Dlaczego pani tam bardzo na mnie zależy?-zapytałam zaskoczona.
-Przypomniasz mi kogoś-powiedziała tylko-no to co zgadzasz się?
-Tak,ale wie pani... mam trenigi i mecze...
  Machnęła ręką.
-Tak, wiem, wiem.... mój syn by mnie zabił gdybyś przezemnie nie grała dobrze...
  Wstałam i zaczełam zbierać papiery.
-Odezwę się do ciebie we wrześniu-powiedziała Mary kiedy byłam już przy drzwiach-na początku sezonu ustalimy kiedy będziesz miała wolne od trenigów i meczów...
-Dobrze-powiedziałam i wyszłam nie wierząc we własne szczęście.

**************************************************
  Nadeszło EURO 2012. Polske ogarną szał. Zostałam powołana do gry, jednak już w pierwszym meczu przeciwko Grecji zostałam sfulowana i musiałam zejść z boiska, na krótko przed Wojtkiem.W czasie gry idealnie współgrałam z Robertem, który w 15 minucie strzelił gola, a później posyłał w moim kierunku śmieszne miny.

  Niestety nie udało się nam wyjść z grupy.
  Zostaliśmy w Warszawie jeszcze kilka dni, pojawiliśmy się na imprezie Plaboy'a razem z Karoliną i Wojtkiem, a później polecieliśmy na zasłużone wakacje.


**************************************************

  Polecieliśmy do Paryża. Mieszkaliśmy w naszym małym słodkim mieszkanku.
Do Londynu wróciliśmy wypoczęci, szczęsliwi i opaleni.
   Przeglądając pocztę, która pojawiła się podczas naszego pobytu we Francjii natknęłam się na notkę:
   3 września godzina 17:00  z podpisem Marry i aderesm jej biura w centrum, niedaleko naszego domu.

-Koniec wakacji?-zapytał Robert, zerkając mi przez ramię.
-Niestety-powiedziałam i pozwoliłam by mnie przytulił.

*********************************************

    3. września stanęłam pod drzwiami biura Marry i  zapukałam. Nie usłyszałam odpowiedzi, więc cicho otworzyłam drzwi. Pomieszczenie było duże i przestronne. Z boku stała biała kanapa i stolik, a duże okna wychodziły na szarą ulicę Londynu.
-Dzień dobry!-powiedziałam przechodząc obok małego biurka i idąc w stronę zamkniętych drzwi na końcu.
  Nim zdążyłam nacisnąć klamkę, drzwi same się otwrzyły i do pokoju wszedł tyłem wyskoki mężyczna.
-Przepraszam-powiedział niewyraźnie bo w buzi trzymał jakiś dokument a w rękach taszczył kilka teczek. Odwrócił się w moją stronę i zamarł.
-BARTEK?

  Mój były wypluł dokument na podłogę.
-Magda?
  Rozejrzałam się dookoła.
-Przyszłam na spotkanie z Marry-starałam sie zachowac zimną krew.
-Zastępuję ją-powiedział Bartek,kładąc teczki na małym biurku.
-Pracujesz tu?-byłam zdruzgotana.
-Z tego co wiem... ty też-powiedział cicho-Marry mówiła, że ma dla mnie niespodziankę...
  Parsknęłam śmiechem.
-Masz tu kartkę z listą zadań-powiedział po chwili i podał mi kolorową karteczkę-a teraz może cię oprowadzę?
  Uśmiechnęłam się i pozwoliłam by pokazał mi wszystkie pomieszczenia.


*********************************************

   Marry w biurze pojawiła się tylko dwa razy, tylko by wydawać plecenia. Ucieszyła się, że dogaduję się z jej asystentem.
  Nadeszła zima. Mój samochód nie był gotowy na mróz więc po jednym długim wieczorze w towarzystwie Bartka poprostu nie chiał odpalić.
  Spieszyłam się na kolację z mamą Roberta, która znowu przyjechała do Londynu.
-Podwiozę cię-zaoferował pomocnie mój były chłopak, a obecny współpracownik.

  Nie spodobał mi się ten pomysł. Nie powiedziałam  Robertowi nic o tym,że z nim pracuję.
-No dobrze...

*********************************************

  -Robert dzwoni-powiedziałam i ściszyłam muzykę-tak, słucham?
-Gdzie jesteś?-zapytał mój narzeczony.
-Już jadę-powiedziałam-Jestem przed restauracją...
-Czekam.
  Dostrzegłam, że stoi na schodach i chowa telefon do kieszeni marynarki.
-Dzieki Bartek-powiedziałam, kiedy podwiózł mnie pod samo wejście.
-Nie ma sprawy-Bartk uśmiechnął się i nachylił się przez siedzenie. Zanim zdązyłm go powstrzymać, cmoknął mnie w policzek-do zobaczenia...
  Wysiadłam z samochodu. Śnieg sypał gęsto i było dość chłodno. Kiedy wychodziłąm po schodach w mojej długiej sukience wieczorowej, w którą przebrałam się w biurze, Robert odprowadzał spojrzeniem samochód Bartka.
-Kto to był?-zapytał ostro.
-Pracuje ze mną-odpowiedziałam wymijająco.
-Znam go...-powiedział i spojrzał mi w oczy.
  Po chwili milczenia przypomniał sobie.
-To ten od pierścionka! Znasz się z nim?
-No przecież mówię ci, że z nim pracuje....
-Ale przeciez on był u nas w domu, jeszcze przed tym zanim zaczęłaś tam pracwać-zauważył Lewy.
-Porozmawiamy w domu-powiedziałam. Kilku fotoreprterów juz czaiło się, robiąc nam zdjęcia. Wolałam uniknąć skandalu.
  Robert nic się nie odezwał i póścił mnie przodem do restauracji.

******************************************************

  Żeby było łatwiej, zaraz po tym jak pani Iwona wyszła, złapałam kelnera i poprosiłam o alkohol. Nim Robert wrócił byłam już nawalona. Pomógł mi wyjść i zapakował mnie do najblizszej limuzyny. Oczywiście nagle znikąd pojawiło się kilku fotoreporterów, których liczba ciągle rosła.
  Pod domem, Robert wyniósł mnie ze samochodu. Usnęłam w jego ramionach nim jeszcze zamknęły się za nami drzwi domu.
  W sypailni pomógł mi ściągnąć sukienkę i zaprowadził mnie pod prysznic. Kiedy jakimś cudem udało mu się mnie doprowadzić spowrotem do łóżka, zaczął przesłuchanie.
  Bardzo chętnie opowiedziałam mu o moim byłym z Poski, z którym obecnie pracuję. Po wyczerpującym zeznaniu usnęłam.

******************************************************

  Rano obudził mnie gigantyczny kac i wściekłe spojrzenie Roberta. Musiał przewałkować wszystko jeszcze raz, by upewnić się, czy nie pominęłam jakiegoś faktu, po czym poszedł na trening.
  Sytuacja między nami była już dość chłodna.

**********************************************
 
   Kilka dni po spotkaniu z Bartkiem przyszedł czas na Phlipa. Chłopaki nie do końca tolerowali to, że jest ich trenerem i szukali sposobów, żeby uprzyskszyć mu życie. Po jednym treningu, porozrzucali piłki po całym boisku i szybko się rozeszlil. Zostałam pomóc Phlipowi. Kiedy wkładałam piłki do siatki opowiadał mi śmieszne historyjki. W szatni nikogo już nie było, więc złapałm swoje rzeczy i ruszyłam pod prysznic. Phlip poczekał aż dojdę do kabiny i wyskoczył ze śmiechem, oblewając mnie wodą. Śmiałam się głośno,ale nie pozstałam mu dłużna i wepchnęłam go pod zimny strumień.

  Co się wtedy właściwei stało?
  No dobra pocałował mnie,ale tym razem zareagowałam prawidłowo.
-Nie-powiedziałam.
  Magda dołączyła się do akcji:POWIEDZ NIE CAŁUJĄCYM CIĘ FACETOM.
-Rozumiem-Philip uśmiechnął się przepraszająco.
  Myślisz, że jak uśmiechniesz się przepraszająco to już wszystko załatwione?!...Masz rację nic się nie stało.
Wyszłam z kabiny i wpadłam na Szczęsnego.
-Aha-powiedział tylko.

-Wojtek, co ty tu robisz?-zapytałam zła.
  Dlaczego przeszkadzasz Magdzie i Phlipowi w... nic nie robieniu w kabinie?!
-Ubieraj się, musimy pogadać-powiedział tylko Szczęsny i obrzuciwszy Phlipa złym spojrzeniem wyszedł na korytarz.
-Sorry, mam nadzieję, że nie będziesz mieć kłopotów-powiedział cicho trener i rzucił w moją stronę kolejny słodki uśmiech.

  Możesz już przestać się przepraszająco uśmiechać, bo ona jeszcze zdradzi Roberta...
  UPS. TO BYŁO NIEMŁE.
  Szybko wcisnęłam się w sukienkę i dołączyłam do Wojtka.

*********************************************************

  Jechaliśmy jego samochodem, bo mój oddałam do przeróbki. Chciałam koniecznie, żeby mój samochód był cały niebieski i do czasu kiedy miałam go odzyskać, musiałam jeźdźć ze Szczęsnym.
  Jak za starych, dobrych czasów.
-Co to było-zapytał Wojtek, kiedy wsiadłam i zapięłam pasy.
-Co?-udałam zdziwniną.
  Szczęsny spojrzał na mnie wściekle.
-Nic-rzuciłam, zajmując się kilamtyzacją.
-Nic?-powtórzył za mną.
-No... nic-zmieszałam się.
-A co Robert na to, że robisz takie NIC  ze swoim trenerem?-wycedził Szczęsny.
-Wojtek....-zaczęłam przyjaźnie, patrząc na niego uważnie.
-Jeżeli uważasz, że nic nie powiem-zaczął-to się zdziwisz...
-Pamiętasz co było  z Marc'iem?-zapytałam, ze łzami w oczach.

  Marc, Marc, Marc... Kto to do cholery jest Marc?

-Z tym Hiszpanem? Pamiętam.
  Hiszpan... a tak, było. Małe lizanko na imprezie i pod hotelem...
-Rozstaliśmy się przez ciebie-zachlipiałam.
  Szczęsny gwałtownie zahamowł i zjechał na pobocze.
-Jesteś taką gówniarą, jaką byłaś!-warknął-rozstaliście się przezmnie?! A nie przez ciebie? Nie przez to jak się zachowujesz?!
  Spojrzałam w okno. Znowu padało.
-On cię kocha, a ty ciągle zachowujesz się jak...-urwał gwałtownie.
-No dokończ!-krzyknęłam-proszę, dokończ!
-Zachowujesz się jak dziwka-powiedział spokojnie.
  Odpiełam pas i otworzyłam drzwi.
-Magda!-Wojtek wychylił się na moje siedzenie.
  Odwróciłam się w jego stronę i pozdrowiłam go środkowym palcem, po czym zatrzasnęłam drzwi tak mocno ja tylko się dało i ruszyłam poboczem.

************************************************************

   Dziękowałam Bogu, że mój dom znajduje się w centrum. Zeszło mi tylko godzinę dojście pod bramę. Zmokłam jak nigdy i było mi zimno.
   Weszłam pocichu, rzucając przemoczone koturny koło drzwi,gdzie leżała już moja sportwa torba. Szczęsny musiał tu być.

-Wiem o wszystkim-zamarłam i powoli się odwróciłam. Lewy stał na szczycie schodów i przyglądał mi się krytycznie.
  Westchnęłam i machnęłam rękami jak pingwin.
   Aha. Pingwiny mają ręce?
  Starałam się powstrzymać lecące łzy. Po chwili Robert był  już przy mnie.
-Hej-poniósł moją głowę i kciukiem otarł łzę spływającą po moim policzku-nie płacz...
   Przytulił mnie mocno i szepnął do ucha.
-Przyjechał Wojtek i powiedział mi,że podono zdradzasz mnie ze swoim trenerem-nim zdążyłam odpowiedzieć, kontynuował-...ale wcześniej przyjechał twój trener i opowiedział mi dokładnie co się stało...
  WAT. WAT. WAT.

  Robert widząc moje zdziwnienie wybuchnął smiechem.
-Chodź do łaznieki, jesteś cała przemoczona...
-Philip tu był?-zapytałam drżącym głosem.
-Tak-Lewy widząc, że nadal stoję w miejscu, wziął mnie na ręce i zaczął wnosić po chodach.
-I co mówił?-zapytałam cicho, wtulając się w jego ramię.
-Mówi, że mnie kochasz-mruknął mi we włosy mój narzeczony i pchnął drzwi do łazienki.
-A ty co mu powiedziałeś?
-Powiedziałem mu, że ja kocham cię bardziej...


*********************************************************

  Następnego dnia miałam wywiad w radiu. Miałam chrypę i katar,ale dziennikarka stwierdziła, że to wcale nie przeszkadza, ponieważ zależy jej na rozmowie ze mną.
  Ubrałam się ciepło i opatuliłam szyję szalikiem, chodziaż było dość ciepło.
  Budynek, w którym znajdowała się stacja był niedaleko mojego domu, więc wybrałam się tam pieszo w towarzystkie Max'a i Alex'a. Mijając butki znajdujące się po drodze, na jednej z wystaw zobaczyłam śliczne botki. Nie myśląc długo weszłam do sklepu zapominając o wywiadzie i fotorepoterach, śledzących każdy mój ruch....

*********************************************************

-Jesteś nieodpowiedzialna-powiedział Robert, kiedy otorzyłam mu drzwi do domu.

-Skąd wiesz?-zapytałam.
-Pani dziennikarka dzwoniła do mnie, z wielkim oburzeniem, czemu nie pojawiłaś się na wywiadzie.
-Byłam chora-rzuciłam, idąc szybko w stronę salonu i starając się zamknąć drzwi.
-Co...-Lewy,próbował mi zajrzeć przez ramię.
-Nic-powiedziałam i oparłam się o drzwi plecami.
  Robert spojrzał w bok.
  Przypomniałam sobie o drugim wejściu do salonu. Rzuciliśmy się w jego stronę w tej samej chwili,ale on był szybszy, więc uwiesiłam się jego ramienia.
-Nieeee idźźź taaaammmmm-zawodziłam, kiedy ciągnął mnie po panelach.
  Robert otworzył jednak na szerokość drzwi i wparadował do zawalonego nowymi butami salonu.
Przez chwilę nie widział co zrobić, i patrzył na wszystko z szeroko otwarymi ustami. Kiedy wkońcu odwrócił się w moją stronę, stnęłam w pozycji winowajcy ze spuszczoną głową.
-Magda...-był raczej zawiedziony niż zły.
-Cześć wam!-powiedziała Karolina, stając naprzeciwko nas w drzwiach.
  Nikt jej nie odpowiedział,więc zmieszana weszła do pokoju.
-Co jest?-zapytała, widząc nasze miny.
-Magda stwierdziła,że nie udzieli dzisiaj wywiadu, zamist tego wybrała się na zakupy i kupiła to-Robert wskazał na 13 par szpilek, botków, trampek i kozaków.
-Magda, naprawdę?-Karolina na chwilę zaniemówiła.
  Pokiwałam głową.
-A gdzie kupiłaś te?z-zapytała, wskazując na szpilki.
-No nie, ty też...?!-Robert spojrzał na moją przyjaciółkę i wyszedł z pokoju.
-Nie możemy się ostatnio dogadać-mruknęłam, kiedy przeglądałyśmy resztę moich zdobyczy.
  Karolina ze zroumniniem pokiwała głową, po czym zaczęła mierzyć moje nowe buty.

********************************************************

   Z Wojtkiem pogodziłam się na treningu następnego dnia,mimo,że nie musiałam, bo mój niebieski samochód wrócił z warsztatu, wyglądając tak pięknie, że awwh.Szczęsny był dla mnie wyjątkowo miły.
-No dobra mów-odwróciłam się do niego, kiedy jak zwykle zostaliśmy sami w szatni.
  Wojtek próbował grać zmieszanego,ale przyparłam go do szafki.
-To nic takiego...
-Co?-zapytałam ostro.
-Bo wczoraj....-zaczął,ale gwałtownie przerwał-Robert to mój przyjaciel...
-No i co z tego? Co zrobił?
  Gdybym mogła zabijać wzrokiem Szczęsny już dawno by nie żył.
-No bo kiedy poszedłem kapować  na ciebie... miał gościa....
-Kogo?
  Cisza.
-KOGO?!

   Wojtek cicho coś wymruczał.
-Głośniej.
-Nie wiem... nie znam....
-Kobieta?
-No...
   Zasunęłam gwałtownie torbę i ruszyłam w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytał zmieszany Wojtek.
-Do niego-warknęłam i trzasnęłam dzwiami szatni.


*********************************************************


  Wysiadłam z samochodku i szybko pokonałam korytarz dzielący mnie na boisko. Chłopaki podawali między sobą piłki.
-Gdzie jest Robert-zapytałam najbliżej stojącego piłkarza.
-Na trybunach...-powiedział mężczyzna nawet nie patrząc w moją stornę.
  Rozejrzałam sie po pustych miejscach i nagle dostrzegłam Lewego. Siedział obok chudej,wysokiej  blondynki i smarował jej  plecy krem. Dziewczyna była ubrana w bikini i wzbudzałą szczere zainteresowanie innych panów.
-Co do cholery...-mruknęłam i przebiegłam kilka metrów by znaleźć się dokładnie pod nimi.
  Robert nie dostrzegł mnie, więc chwiciłam najblizszą piłką i podbiłam ją lekko kilka razy a później kopnęłam z całej siły w jego stronę. Piłka trafiła w blondynkę, rozplaszcając się jej na idealnym nosie.
  Lewy wstał z miejsca zdezorienotowany i dostrzegł mnie.
-Ups, przepraszam-powiedziałam- mój błąd.
  Po czym zeszłam z boiska, machając na pożegnanie do osłupiałych  piłkarzy.


***********************************************

  Robert pojechał za mną swoim samochodem. Poczekałam, aż wysiądzie i oparłam się o niebieskie drzwi mojego auta.
-Kim ona była?-zapytałam,kiedy podszedł do mnie.
-Ona jest....-Robert szukał odpowiedniego słowa-może lepiej chodźmy do domu-dodał, patrząc w dół podjazdu gdzie przy bramie stało kilku fotoreporterów błyskając fleszami.
  Przyglądałam mu się surowo.
-To mój dom-powiedziałam zimno.
   Uuu zabolało.
  Robert spojrzał na mnie nieprzytomnie.
-Słucham?
-Kim ona była?
-Jest córką prezesa klubu... Mamy być dla niej mili.. To rozkaz trenera.
-ALE TYLKO TY JĄ SAMROWAŁEŚ KREMIKIEM PO PLECACH!-krzyknęłam. Lewy położył mi ręce na ramionach,ale jeszcze bardziej mnie to zdenerwowało. Strąciłam je i ruszyłam marmurowymi schodami do drzwi.
-A TY JAK LIŻESZ SIĘ Z TRENEREM TO JEST DOBRZE....
  Głośno zaczerpnęłam powietrza.
-JA PRZYNAJMNIEJ SIĘ PRZYZANAŁAM I MIAŁAM WYRZUTY SUMIENIA!-nagle zdałam sobie sprawę, ze fotoreporterzy mają wspaniałą ucztę. Nie patrząc na Roberta weszłam do domu i trzasnęłam drzwiami.
   Kiedy tylko znalazłąm się w środu, oparłam się plecami o mocne drzwi i pozwoiłam łzom płynąć. Po chwili usłyszałam pisk opon na podjeździe. Kiedy spojrzałąm przez wizjer, samochód Roberta był oblegany w bramie przez paparazzi,a później szybko odejchał.

*************************************************************


 
    Wrócił. Cicho wszedł po schodach, delikatnie otowrzył drzwi sypialni i położył się obok.
-Co teraz?-zapytałam głośno. Robert o mało nie spadł z łóżka.
-Nie śpisz-zauważył i ściągną koszulkę. Znowu położył się obok.
  Przekręciłąm się na drugi bok i już nic nie mówiłam. Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że zasnął.


**********************************************************



 Pani Iwona zadzwoniła,by przekazać nam zaproszenie od chrzesnojca Roberta, który chciał mnie poznać. Chociaż bardzo mi to nie pasowało, zgodziłam się na wyjazd.
  W Warszawie byliśmy 10. grudnia. Jeden dzień spędziliśmy u pani Iwony, która przesłuchiwała nas w sprawie ślubu.
   We wtorek 12. ruszyliśmy z Robertem do małej wioski pod Warszawą. Praktycznie cały czas się kłóciliśmy.
-Daleko jeszcze?-zapytałam, zaraz po tym, jak znaleźliśmy się na wąskiej drodze między polami.
-Miało być 50km od Warszawy-powiedział zły Robert.
-Super-złapałm telefon i włączyłam sobie Angry Birds.
  Po kilku minutach ciszy, samochód zaczął zwalaniać. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy na jeszcze większym zadupiu niż na początku.
-Czemu zwalniasz?-zapytałam-przecież tu nie ma żadnych domów.
-Coś się chyba zepsuło-powiedział Lewy. Na potwierdzenie jego słów, silnik zawył kilka razy i zgasł.
-Aha-powiedziałam, patrząc przed siebie.
-Zadzwoń po pomoc-powiedział Robert, ubierając czapke i rękawiczki, bo na polu śnieg sypał gęsto.
-Tu nie ma zasięgu-mruknęłam zła. Patrzyłam jak otwiera maskę i przegląda wnętrze samochodu.
  Po chwili zamknął ją spowrotem i wsiadł do samochodu, rozcierając ręce.
-Ktoś nas musi podholować-powiedział i spojrzał na telefon w mojej ręce-dzwoniłaś?
  Podałam mu komórkę, a sama szczelniej opatuliłam się płaszczykiem.
-Wujku tu Robert...
 W samochodzie rozległo się głośne pikanie, a po chwili mój telefon padł.
-Zadzwoń ze swojego-powiedziałam obojętnie.
-Nie brałem telefonu.
-To super-spojrzałam na otaczający nas śnieg.
-Trzeba było więcej grać na tym telefonie-powiedział Robert.
-Mogłeś zabrać swój.
  Po chwili ciszy, Robert zaczął zapinać swoją kurtkę.
-Co ty robisz?-zapytałam.
-Nie możemy tu zostać, zaraz bedzie ciemno...
-To gdzie chcesz iść?
-Gdzieś tu niedaleko na pewno jest jakiś dom...
  Wysiadłam za nim i zatrzęsłąm się z zimna.
 -No chodź-powiedział, kiedy zobaczył, ze nadal stoję w tym samym miejscu.
   Ruszyłam niechętnie, ślizgając się na lodzie.

**************************************************

  Po kilkunastu metrach, złapałam go za ramię. Razem cieplej i bezpieczniej.
  Zrobiło się już ciemno. Wokoło były same pola i lasy. Poczułam się nieswojo.
-Gdzie ta wieś?-zapytałam. Policzki całkowicie mi zdrętwiały od zimnego wiatru.
-Musimy być niedaleko...
  Przez całą drogę, nie minął nas żaden samochód. Nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy tak blisko od stolicy, a tak daleko od cywilizacji.
-Patrz-powiedział Robert.
 Staliśmy na dość wysokim wzniesieniu. W dole rozciągało się małe miasteczko. W kilku oknach plaiły się światła, reszta pogrążona była w ciemności.
-Ile nam zajmie...?-machnęłam ręką w stonę zabudowań.
  Robert spojrzał na zegarek.
-Jest już 21... Czy ja wiem... 2 godziny?
  Chwyciłam go za ramię i wtuliłam się w jego ciepłą kurtkę.


*****************************************************


  Było już koło północy kiedy wreszcie, znaleźliśmy się w centrum miasteczka.
-Gdzie mieszka ten twój chrzesny?-zapytałam zła. Między budynkami było cieplej.
-Nie wiem...-Robert rozejrzał się dookoła i złapał mnie za rękę-chodź...
  Ruszył w stronę małego motelu, który zdecydownie nie przypadł mi do gustu. W środku umeblowanie było typowo komunistyczne.
  Robert wynajął pokój. Recepcjonista, marudząc zaprowadził nas na pierwsze piętro. Jak wynikało z jego monologu, był synem właściciela i musiał zajmować się całym interesem sam, bo ojciec wyjechał z kochanką nad morze.
  Z ulgą odetchnęłam, kiedy Robert zamknął mu drzwi przed nosem. W pokoju było ciepło. Usiadłam na łóżku i powoli zaczęłam rozbierać się z płaszczyka.Robert po drugiej stronie łóżka też zaczał się rozbierać.
  Równo z wybiciem półonocy na zegrze kościelnym, na rynku, położyliśmy się na koło siebie.
-Robert...
-Magda...-powiedzieliśmy w tym samym momencie.
-Mów-Robert spojrzał na mnie.
  Głośno zaczerpnęłam powietrza.
-Nie wiem czy jest sens dalej to ciągnąć... nie dogadujemy się... ciągle coś jest między nami nietak... Jeżeli już teraz tak bardzo się niezgadzamy, to co będzie po ślubie, dlatego myślę, że rano nie powinnieneś mnie przedstawiać wujkowi jako swoją narzeczoną...-powiedziałam. Robert aż wstał.
   Przez chwile nic się nie odzywał. Podeszedł do okna i patrzył na śpiące miasteczko.
-Wiesz, że kocham cię tak bardzo, że nie mogę bez ciebie żyć?-zapytał nagle.
  Zamarłam,a on mówił dalej.
-Zakochałem się w tobie wtedy kiedy miałaś 15 lat i chwiałaś się w kościele... później na meczu szukałem cię na widowni... po meczu nie mogłem się nacieszyć twoim uśmiehcem... a Niemczech... w Niemczech kochałem cię codziennie mocniej... a po tym kiedy po raz pierwszy...-Robert odwróćił się do mnie-kochałem cię tak mocno, że byłem wstanie rzucić Ankę i cały świat, żeby być z tobą...
  Usiadłam na łóżku,ale nie patrzyłam na niego.
-Później wyjechałaś-kontunuował, znów patrząc w okno-a ja tęskniłem... i kiedy wreszcie się pogodziliśmy, obiecałem sobie, że nigdy cię nie stracę... Moje oświadczyny były dowodem tego jak mi na tobie zależy... A teraz ty mówisz, że to nie ma sensu?
  Odwrócił się do mnie, poczułam na sobie jego wzrok i podniosłam głowę.
  Łzy płunęły mi po policzkach i zatrzymywały się na brodzie. Niezdarnie zeszłam z łóżka i podeszłam do niego. Spojrzałam mu w oczy i pozwoliłam, żeby mnie objął. Potrzebowałam jego dotyku, jego oddechu.
  Wziął mnie w ramiona i zaniósł na łóżko, położył się obok i długo kołysał mnie w ramionach.

  Opowiedziałąm mu o wszystkim. O tym jak wyglądał wypadek rodziców,o tym co czułam kiedy trenowałam, o tym jak bardzo wpadał mi w oko w czasie naszego pierwszego spotkania i jak bardzo go kochałam w Niemczech. Opowiedziałam mu jak trudno mi było wyjechać i co czułam kiedy wrócił.
  Spędziliśmy tak reszte nocy.


*****************************************************


    Był 12.12.12r. obudziłam się dokładnie z wybiciem 12 godziny na zegrze kościelnym.
    Spojrzałam na słodko śpiącego Roberta i uśmiechnęłam się do siebie. Delikatnie pocałowałm go w usta. Kilka razy zamrugał szybko i otworzył oczy, po czym szbko złapał mnie i rzucił na łóżko, całując namiętnie.
  Wybuchłam śmiechem.
-Weźmy ślub-powiedział przerywając na chwile pieszczoty. Mój telefon zawibrował w tym samym momencie. Spojrzałam na wyświetlacz. PRZYPOMNIENIE 12.12.12r.  o 12:12-POMYŚL ŻYCZENIE!
  Robert zerknął mi przez ramię i wybuchnął śmiechem.
-To jest moje życzenie-powiedział.
-W takim razie zróbmy to-powiedziałam i mocno go pocałowałam.

***************************************************
 

-Wujku, przepraszm,ale dzisiaj nie możemy się z tobą spotkać-zaśmiał się Robert. Staliśmy w recepcji. Całowałam go w brodę bo wyżej nie dostałam-Wiem, że byliśmy umówieni na wczoraj...-powiedział z uśmiechem i obniżył trochę głowę-ale...-pocałował mnie mocno-musimy zmienić plany... poznasz ją na naszym ślubie...
  Recepcjonista zamówił nam taksówkę i już po chwili jechaliśmy do Warszawy. Po drodze Robert poprosił kierwocę by na chwilę zatrzymał się przy naszym samochodzie. Sprawidził,czy nik nam nic nie ukradł i zapamiętał gdzie on  dokładnie stoi.

*************************************************


  Wróciliśmy do Londynu. Podjęliśmy decyzję, że ślub odbędzie się właśnie tam. Był mały problem z ustaleniem odpowiedniej daty. Obydwoje chcieliśmy, żeby była ona magiczna.
  Rozmawialiśmy o tym z Wojtkiem i Karoliną, których zaprośiliśmy na kolacje.
-Najbardziej magiczna data najbliżej nas to 24 grudnia-powiedział Wojtek wpychając sobie do buzi pół torttilli.
-Wigilia?-zapytałami spojrzałam z uśmiechem na Roberta.
  Nie było trudno znaleźć odpowiedniego księdza. Problem z wyborem kościoła i katedry też szybko rozwiązaliśmy. Idąc ulicą po zwiedzeniu kolejnego zabytkowego kościółka powiedziałam, że w takim tępie nigdy niczego nie znajdziemy. Wtedy Robert uśmiechnął się i powiedział,że ze mną może pobrać się nawet na ulicy.

  Znaleźliźmy małą słodką uliczkę. Przygotowania szły szybko. Wszystko szło po naszej myśli. Wesele miało się odbyć w wielkim zamku za Londynem. Rodzina miała zamieszkać w domu Roberta, a goście dojezdni mieli mieć przyszykowane apartamenty w zamku, gdzie po wspólnej kolacji i imprezowaniu mogli się udać na spoczynek. Zostało zamówione kilka limuzyn, które miały odwieźć wszystkich na miejsce wesela,a później rozwieść ich do domów Karoliny i Roberta, czy hotelu (jeżeli ktoś miał takie życzenie).

**************************************************
 Wyobrażasz sobie idealny ślub? Mój taki był. Od koloru wstęg, którymi przystrojony były balkony, przez krzeselka z dużymi kokardami, czerwonym dywanie oraz kwiatami, po delikatną muzykę w tle. Prószył delikatny śnieg, kiedy szłam do ołtarza w mojej pięknej sukni

 Kiedy stanęłam na ślubnym kobiercu, naprzeciwko Roberta, wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu. Z uśmiechem na twarzy złożyłam przysięgę i pozwoliłam, żeby przyciągnął mnie do siebie. Pocałunek był długi i namiętny.

 Robert okrył mnie później swoim płaszczem i razem przeszliśmy wzdłuż gości. Chłopaki z drużyny skandowali kulawe "gorzko" po polsku. Wojtek i Karolina szli za nami. Do zamku gdzie miało odbyć się wesele był kawał drogi, a świadkowie jchali limuzyną państwa młodych.
  Cała ulica przylegając do tej w której braliśmy ślub była zablokowana. Wszędzie byli dziennikarze oraz gapie i fani. Minęła dłuższa chwila zanim wydostaliśmy się z zamieszania, dzięki podstawionej drugiej białej limuzynie. Kiedy wszyscy pobiegli za atrapą my ruszyliśy w drugim kierunku, za Londyn. Za niami pojechali wszyscy goście, ale trochę innymi drogami.
  Wyobrażasz sobie idealne wesele? Moje takie było. Zamek był cały oświetlony, a czerowny dywan prowadził schodami do przedcionka, z którego schodziło sie na salę balową przystrojoną świąteczno weselnie.
  Ponieważ była Wigilia Bożego Narodzenia, menu składało się z tradycyjnych 12 potraw. Nad porządkiem w sali czuwał angielski lokaj, który zapowiadał potrawy. Połamaliśmy się opłatkiem w najblizszym gronie ponieważ sala pełna była gości i mogło powstać zamieszanie. Stół był w kształcie litery U. Ja i Robert siedzieliśmy na szczycie, bo bokach rodzina i przyjaciele, dalej chłopaki z drużyny i reszta rodziny i znjamoch.
  Panował świąteczny nastrój, na zakończenie posiłku na środku pojawiła się Byonce i zaśpiewała kilka kolend.
  Kto bogatemu zabroni.
  Po klacji nadszedł czas na prawdziwe wesele. Wróciliśmy do sali balowej i zatańczyliśmy pierwszy taniec z Robertem, później dołączyli się pozostali goście i partkiet szybko się zapełnił. Nagle do mikrofonu dorwał się Ox.
-A teraz wystąpi przed państwem gość specjalny... MY CHEMICAL ROMANCE!-krzyknął. Nie mogłam uwierzyć, kiedy zobaczyłam, że chłopaki przygotowują się już na scenie.
-Alex-zawołałam przez tłum. Uśmiechnął się i przepchnął się  w moim kierunku. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, rzuciłam mu się na szyję.
-To był taki plan-wyszeptał mi do ucha-każdy z nas miał sprowadzić po jednym zespole lub wykonawcy, którego lubisz...
  Odsunęłam go od siebie i spojrzałam na resztę.

-Serio?
-Serio, serio...
  Podeszłam do Podolskiego i Philipa. Przytuliłam ich obu, po czym doskoczył do nas Giroud i krzyknął, że robimy zbiorowego przytulasa.
-TUUUULIMYYY-podskoczyliśmy kilka razy w kółku i ze śmiechem wywaliliśmy się na podłogę.
  My Chemical Romance zaczął swoją pierwszą piosenkę i cała sala zatrzęsła się od bawiących się ludzi.


************************************************************

  Mogłabym opowiadać o tym kto bawił się na naszym weselu, ale łatwiej byłoby powiedzieć kogo nie było.
  Jak chcesz wiedzieć więcej wystarczy poczytać gazety,albo przejrzeć portale plotkarskie.
  Koło północy rozpoczął się konkurs pastorałek. Karilona i Gabrysia zaczęły dzielnie "Przybieżeli do Betlejem..." a zakończyły "Stay" Rihanny. Mucha do tego się wywróciła, w sumie wcale się nie dziwię, po takiej dawce alkoholu każdy... no może oprócz Chucka Norrisa.
  Zabawa trwała jeszcze o 5 rano,ale ja z Roberetm wyślizgnęliśmy się do góry, do naszego apartamentu. Przed drzwiami Robert wziął mnie na ręce i wniósł do pokoju. Kiedy zamknęły się drzwi, ściągnął ze mnie sukienkę i pocałował delikatnie.
   W dole słychać było Alex'a z Arctic Monkeys,ale nie obchodziło mnie to.


************************************************************

  Kiedy obudziłam się Robert leżał i przyglądał mi się uważnie.
-Hej-ziewnęłam.

-Cześć-pocałował mnie w usta.
  Uniosłam się na łokciach.
-Idziemy coś zjeść?-zapytałam.
  Lewy wybuchnął śmiechem.
-Ty tylko o jedzeniu..
-Jedzenie najważniejsze..-Robert uniósł brew-no i ty-dodałam.
  Ubrałam jego koszlulę.
-Co tam masz?-zapytałam patrząc mu przez ramię. Siedział z telefonem w ręce na skaju łóżka.
  Miał włączonego fejsa. Zobaczyłam, że dodał zdjęcie jak śpię i podpisał: "Najwspanialszy prezent jaki dostałem na Gwizdkę"
  Uśmiechnęłam się wesoło.
- Śniadanie może poczekać...-mruknęłam i odłożyłam jego telefon na bok.


***************************************************

Kiedy wreszcie zeszlismy na dół, okazało się, że w sali balowej pojawiła się wielka choinka, pod którą znajdowały się prezenty. Goście, którzy zostali na noc ze zdziweniem rozpakowywali podarunki.
-Hej, dla was też coś jest-powiedziała Karolina podchodząc do nas.
  Podała nam dwa pudełeczka. Jedno miało wielkość pudełka po zapałkach a drugie pudełka po butach.
-Dzięki-mruknęłam. Miałam ochotę walnąć jej w twarz tymi pudełeczkami. Jabym jej kupiła coś większego.
  Wszyscy goście stoczyli się wokół nas. Wśród gości dostrzegłam Alex'a z Arctic Monkeys, któy uśmiechnął się do mnie, odpowiedziałam uśmiechem i zajęłam się odpakowywaniem mniejszego pudełeczka.
-To od nas-powiedział Szczęsny.

  Sknerusy.
  Na jedwabnej podściółce leżały kluczyki, podniosłam je do góry i pytająco spojrzałam po Karolinie, która wybuchła śmiechem.
-To do waszego jachtu-powiedziała tylko.
  Jachtu? Czy usłyszałam jacht? Taki prawdziwy, własny jacht?
  Robert zaczął otwierać drugie pudełko, ale Wojtek go powstrzymał.
-To jest prezent od wszystkich gości-powiedział głośno.
  Takie pudełeczko? Serio?
  Lewy otworzył je powoli,a ja wyciągnęłam broszurki.
-Co to jest?-zapytałam z uśmiechem.
-Wasza wyspa-powiedział Ox, przytulając mnie i Roberta od tyłu.

-Nasza.. co?
-Wyspa-powiedział Giroud-macie jacht, to czemu nie wyspa?

  Wybuchnęłam śmiechem.
-Kochanie mamy wsypę-zwróciłam się do Roberta, pokazując mu zdjęcie wyspeki na Pacyfiku.
-Kochanie mamy jacht-Robert zamachał mi kluczykami przed nosem.
-Już wiem gdzie pojedziemy na miesiąc miodowy-powiedziałam, a po sali przeszła fala oklasków.

****************************************************


    Podczas tych świąt wydarzyło się tak wiele... Kiedy wreszcie znalazłam się z Robertem sam na sam, na wyspie, zdałam sobie sprawę, jakie to wszystko było męczące. Miałam czas na rozmowy z Robertem, na długie spacery wieczorem.

 Nie bałam się, że zatakuje nas grupa fotoreporterów,albo gromada fanów.
-Co teraz?-zapytałam, kiedy siedzieliśmy na plaży o zmierzchu.
  Niczym Edward i Bella. Z tym, że nie Robert nie pije krwi,a ja mam większą mimikę twarzy niż Bella.

-Z czym?-zapytał Lwy i przytulił mnie.
-Z życiem-powiedziałam z westcheniem.
-Wrócimy do pracy, do Londynu, później polecimy do Polski, później może jakieś dziecko? No i jeszcze musimy zmusić Wojtka, żeby się hatjnał z Karoliną...
-Wszytko ok.. ale narazie bez dziecka-mruknęłam.
  Wybuchnął śmiechem.

-Tak jest, żono-powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
-Dzięki mężu.


*****************************************************


 Mimo, że to nie koniec, musze zakończyć w tym momencie.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
dobra, jeszcze jednen mały bonusik.


******************************************************

*48 GODZIN PRZED ŚLUBEM, WIECZÓR PANIEŃSKI*
  Karolina zorganizowała mi wieczór panieński. Zamówiła limuzynę,dzięki której miałyśmy obskoczyć wszystki kluby w Londynie.
  Mucha wybadała gdzie jest barek i szybko ugościłyśmy się tym co tygryski lubią najbardziej.
-Magda pij i używaj, póki możesz-poradziła mi Karolina.
  Pamiętam co wydarzyło się w pierwszym klubie. Był taniec na scenie, ja wyszłam na bar i oblałam kilka osób piwem.

Ochrona nas wyrzuciła,ale kogo to obchodziło.
  Wsiadłyśmy do limuzyny i pojechałyśmy w najdalszą część mista, bo chiałyśmy jechać w otwartym dachu. W grudniu. W śniegu.

  Zaopatrzyłyśmy się w pistolety na wodę i weszłyśmy do następnego klubu. Kiedy Mucha zepchnęła striptizerkę z rury i zaczęła swój taniec, ochrona złapała Karolinę, próbującą okraść leżącą kobietę. Ja zachowałam zimną krew i wyciągnęłam pistolet. Pamiętam, że mokry ochroniarz gonił mnie do okoła baru, aż w koncu drugi mu pomógł.
  Zapakowano nas do wozu policyjnego. Karolina nieskutecznie próbowała poderwać policjata.

 Na postarunku skuto nas kajdankami i kazano siedzieć w holu.

  Szybko się znudziłam i wymyśliłysmy, że uciekniemy. Nikt nas nie plinował bo ledwo trzymałysmy się na nogach, dlatego przytrzymując się cicho (po tym jak wywaliłam się na Muchę, a Karolina zaczęła się śmiać, myślałam, że nas złapią,ale..) wyszłyśmy.

  Przed budynkiem stał radiowóz policyjny, więc czemu nie?
Ja kierowałam, Mucha naciskała pedały, a Karna nas instruowała. Pojechałyśmy na lotnisko,ale w pewnym momencie straciłam pamięć. Obudziłam się na podłodze w muzeum u Luwrze w Paryżu i nie pytajcie się skąd się tam wzięłam.
 Wielkie KAC PARIS.


  Dziewczyny leżały oczywiście koło mnie. Miałysmy mały problem z kajdankami, później z ochroną, która pieprzyła coś po francuzku. Później okazało się, że w pobliskim zoo, ktoś narysował karnego kutasa koło klatki tygrysa. Pewnie dlatego, że nie chciała się otworzyć.

  Kiedy wreszcie ogarnęłyśmy się na tyle, że nie byłyśmy skute, wykąbinowałysmy bilet powrtone do Anglii.

  Dopiero po powrocie z misiąca miodowego Karolina pokazała mi zdjęcia...
-To nie my-powiedziałam, kiedy razem z Muchą nachylałyśmy się nad aparatem.
-To zdecydowanie my-powiedziała Mucha wskazując,jak porównujemy ręce z fiutem jakiegoś Murzyna.

-Co to jest?-zapytałam, kiedy Karolina przewijała zdjęcia, zatrzymała się na chwilkę.

  Wybuchnęłam śmiechem.
-Czy ty zrobiłaś sobie tatuaż na nodze?-zapytałam.
-Nieeeeee-Karolina gorączkowo wstała-jest tam?-zapytała, wyginając się do tyłu.

  Mucha i ja popatrzyłysmy po sobie i parsknęłysmy śmiechem.
-Usunę go-Karolina usiadła.

-Usuń to-wskazałam na zdjęcia. Dziewczyny kwinęły głowami i wszystkie nasze przygody zostały wmazane. Może kiedyś opowiem co się tam stało... ale raczej zostawie to dla siebie.



***************************************************


   Dziękuję za wszytkie komentrze. Za wyświetlenia. Za każdą chwilę spędzoną na tym blogu. Dziekuję za motywację i pomysły. Szczególne podziękowania dla Gabrysi W. i Karoliny J otraz Werki <3
   Chiałabym powiedzieć jak wiele ten blog dla mnie znaczy,ale nie wiem jak. Niestety, nie mogę go dalej prowadzić. Sami widzicie ile miesięcy minęło nim dodałam ten rozdział. Nie mieszkam teraz w domu ( pozdrownia pokój 203 <3 ) i jest mi trudniej pisać. Do tego dochodzi zmeczenie, nauka, ból oczu i obowiązki w domu. Ten rozdział nie powinnien być ostatni,ale nie jestem w stanie połaczyć szkoły z pisaniem. Dlatego musze zakończyć tą piękną przygodę. Będę wracać na tą stronę i czytać rozdziały od początku, bo to była moja historia.
  Życzę Wam wspaniałych, zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia i szalonego Sylwestra. Spełniajcie swoje marzenia. Do napisania!
 
                                                                       Magda,czyli ja.



*****************************************************


  Nie moge teraz przerwać sorry, nie wiecie najważniejszego.
  To już nałóg.
  Boże.
  Wytrzymajcie jeszczę chwilkę.
  Denerwująca muzyka.
  Gotowi? To kończymy...

*************************************************

    Wojtek oświadczył się Krolinie w czasie Ligi Mistrzów. Arsenal grał z BVB.  Wojtek był tak zdenerwowany, że obronił czyste konto. Po meczu, komentator zaprosił Karne na środek, a Wojtek przy całym stadionie oświadczył się jej.
  Oczywiście się zgodziła.
  Mimo, że Mateusz...
  Pamiętacie Mateusza, przespała się z nim. Ups.
  ...przyznał się jej, że ją kocha.
  Tomek natomiast...

  Znacie Tomka, jest jej trenerem (nadal).
...miał mały wypadek samochodowy (my jeździłysmy po pijaku a nic nam się nie stało, on jechał przepisowo, loser) i w szpitalu na łóżu śmier...
 Ok. nie było łoża śmierci. Koloryzuję. W szpitalu powiedział jej, że ją kocha, a ona go olała. Kolejne złamane serce, a mówią, że to ja jestem ta zła, lol.

Ślub odbył się w kwietniu. Było słodko (ale wiecie kto miał najwspanialszy ślub ---->ja)...
  No co? To już koniec mogę się przechwalać.



********************************************************


  Pojawił się Nate. Szybkie objaśnienie. Trener Wenger mimo, że przeszedł na emeryturę nadal sprawował nad nami kontorę. Zaproponował, żeby stanowsiko trenera obiął po nim właśnie Nate, a nie Philip, który szkolił się na to stanowisko. Nawet chłopaki się już do niego przyzywczaili.
  Cudowny Nate, który był synem nowej kobiety Wengera. Obiecała ona, że zostanie jego żoną, jeżeli wkupi swojego synusia to klubu.
  I teraz ta mniej przyjemna cześć opowieści.
  Pamiętacie, jak pewnego wieczoru pracowałam z Bartkiem dłużej? Spóźniłam się wtedy na kolację z mamą Roberta. No właśnie... Możliwe, ze doszło wtedy do czegoś więcej mniedzy nim a mną....
Wiem. Zabolało. Nie mówie o tym przypadkowo.
  Pamietacie Marry? Pracuję u niej w biurze. Pewniego dnia stwierdziła, że przechodzi na emeryturę, a biuro zostawi Bartkowi. Byłby wtedy moim szefem. Poświęciłam dość dużo czasu, żeby pokazać Bartka w jak najgorszym świetle (zapomniał wtedy jakiś dokumentów i sprytnie wykorzystałam ten fakt). Marry stwierdziła, że bardziej zasługuję na miano szefa i obdarowała mnie.
  Nie powiem, żeby mojego byłego jakoś ucieszyła ta wiadomość.
  Szantażował mnie. Zagroził, że powie o naszym romansie Robertowi.
   I WTEDY WSZEDŁ ROBERT. Bo gdyby nie wszedł...  Bartek pochwalił się, że się ze mną przespał, Robert się (deliktanie mówiąc) wkurzył.

 Uratował mnie telefon. ze szpitala.
   Phlip miał wypadek. Śmiertelny.
  Jechał do mojej klancelarii, najprawdopodobniej mnie przeprosić, bo rano posprzeczalismy się w sztani.
Tylko dlatego, że byłam w rozsypce Robert mnie nie zostawił. Na pogrzebie dostrzegłam dówch mężczyzn, którzy tylko po tym jak trumna została opuszczona do grobu wsiedli do samochodu i odjechali. Kiedy podeszłam złozyć kondolencje koledze Philipa, z którym dzielił mieszkanie, dowiedziałam się, że mój trener był gejem a ja mam przyjemność,  z  jego byłym chłopakiem.

  Eh. Zaczełam o Nacie nie bez powodu. Kiedy kilka dni po pogrzebie wróciłam na treningi, udało mi się podsłuchać telefoniczną rozmowę Nata.
  Przechodziłam obok drzwi biura, które do tej pory należało do Philipa i usłyszałam, jak Nate kłóci się i krzyczy, że to miało być lekkie poturbowanie,a nie wypadek śmiertelny. Kiedy dostrzegł mnie w drzwiach, natychamist przerwał rozmowę. Nic nie powiedziałam tylko wróciłam do szatni, zabrałm swoje rzeczy i wyszłam.

****************************************************

  Bartek przeprosił Roberta, wziął calą winę na siebie, powiedział, ze mnie upił i wykorzystał. Kiedy weszłam do kancelarii, pakował swoje rzeczy.  Zapewnił mnie, że wyniesie się z mojego życia, bo widzi, że jestem szczęśliwa.


Karolina zaszła w ciążę...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
HAHAHAHAHAHHHA ŻARTUJĘ. KAROLINA I DZIECKO? NEVER.

  To by było na tyle.
  chciałabym powiedzieć, ze ślub odbył się 24.12.2012r. wiem, że dodaje to rok później,ale jestem takim leniem żałosnym.


*****************************************************


  Dobra podziękowania już były, kwiaty i te sprawy. To będzie moje ulubione miejsce w internecie.
Co powiedzieć na sam koniec,żeby każdy mnie dobrze zapamiętał?
  ...


napiszę trzy kropeczki. Whoo.
             


                                                      Magda, czyli ja.


P.S. to już defintywny koniec. Aaa jeszcze nie reklamowałam, ze macie komentować do upadłego, powiedzieć mi coś miłego i coś tam, bo ja tu się pocę, przed tym kompem.


Do napisania.