wtorek, 8 stycznia 2013

Bohaterowie

Rozpoczyna się moja historia.
Magda.








Karolina. Moja przyjaciółka.



Robert- moja miłość.



I... Wojtek... Zastępuje skutecznie brata...


To początek nowego życia.Może w końcu będę szczęśliwa?

piątek, 4 stycznia 2013

Prolog- początek wszystkiego.

    Wszystko zaczęło się 19 listopada kiedy rano pokłóciłam się z mamą.
-O, no tak...- warknęłam ubierając kurkę- ty jesteś najmądrzejsza... szkoda, że Bóg pokarał cię takim okropnym dzieckiem!
-Zero obowiązków... Ja sobie nie wyobrażam jak przyjdzie ci zamieszkać samej!-krzyczała kiedy wychodziłam. Jeszcze na chodniku słyszałam jak mówi coś o pyskowaniu, lecz szczelniej naciągnęłam czapkę i poszłam do szkoły
     Lekcje były nudne, a ja w ogóle nie mogłam się skupić. Deszcz walił o szyby, a na korytarzach szalały przeciągi.
-Magda, uwierzysz, że to ostatni rok w tej szkole?-zapytała Karolina moja najlepsza przyjaciółka.
-Nareszcie-mruknęłam- chodź teraz niemiecki.
-LOL, umrę...-powiedziała i uśmiechnięte weszłyśmy do klasy.
-Guten Morgen!-warknęła gruba nauczycielka, stając przy biurku.
-GU-TEN  MO-RGEN!- chórem odpowiedziała klasa.
-Siadajcie i rozpakujcie się.
-O Boże! Możemy usiąść?!-powiedziałam szeptem do Karoliny, która parsknęła śmiechem. Nauczycielka spojrzała na nas.
-Może podzielicie się z nami waszą wesołością?-rzuciła szorstko, zatrzaskując dziennik.
   Szybko usiadłyśmy na miejscach układając książki na stoliku.
-Tak myślałam...-powiedziała z wrednym uśmieszkiem- Strona 39...


                                                 *****************************


-Ile jeszcze do dzwonka?-zapytałam Gabrysię siedzącą za mną.
-Yyy... jakieś 15 minut.
-Panno Magdaleno, czy ja aby ci nie przeszkadzam?-zapytała słodko nauczycielka.
-Och, nie... ja tylko pytałam...
    Moja nauczycielka od niemieckiego nigdy nie dowiedziała się czego chciałam od Gabrysi, ponieważ drzwi do kasy otworzyły się i weszło dwóch policjantów.
-Magdalena (czyli ja)?-zapytał jeden rozglądając się po sali
-To ta!-powiedziała nauczycielka z radością wskazując na mnie. Przełknęłam ślinę i wstałam.
-Coś ty zrobiła?-zapytała Karolina kiedy wychodziłam z ławki.
-Żebym to ja wiedziała...
    Nauczycielka wyglądała jakby Boże Narodzenie przyszło wcześniej. Jeden z policjantów szerzej otworzył drzwi i przepuścił mnie.
    Kiedy drzwi zostały zamknięte , ogarną mnie niepokój . Korytarz był ciemny. Za oknami szalała wichura. Spojrzałam w poważne twarze policjantów i szczelniej owinęłam się swetrem.
-O co cho..-zaczęłam ostro, lecz policjant wyglądającego na starszego położył mi rękę na ramieniu.
-Bardzo nam przykro-coś przewróciło mi się w żołądku- twoja rodzina miała wypadek...- co? jaki wypadek? o czym ten facet mówi?...-pijany kierowca trafił centralnie w ich samochód...- Boże ten facet zwariował, przecież oni na pewno...-nie żyją... Wszyscy...
-Nie-powiedziałam ze spokojem.
-Naprawdę bardzo nam przykro-dodał ten młodszy spuszczając głowę.
-Panowie... Ja wam radzę iść do jakiegoś lekarza...-chwyciłam klamkę i weszłam do klasy.
-Ooo! Tak szybko?-zapytała wyraźnie zawieziona nauczycielka. Nie odpowiedziałam. Chwyciłam plecak i zaczęłam wpychać książki. Policjanci czekali w drzwiach.
-Magda...-zaczęła Karolina-co jest? Co się Stało? Magda? CO SIĘ STAŁO DO CHOLERY?!
   Zrobiło się cicho. Zasunęłam plecak, otarłam policzki mokre od łez. Byłam wściekła.
-Zawieźcie mnie tam-rozkazałam.
-Ale to niemożli...-zaczął młody policjant lecz starszy mu przerwał.
-Przewieźli ich do szpitala.
-Natychmiast-dodałam wybiegając na korytarz. Pobiegli za mną.
    Schodami w dół, korytarzem w lewo, drzwiami na mokry parking, do samochodu. Samochodem do szpitala. W szpitalu korytarzem prosto, schodami do góry i znów korytarzem w lewo.
-Lepiej nie...-powiedział lekarz kiedy wbiegłam do sali, zrzucając plecak-zabierzcie ją stąd!- krzykną do pielęgniarek.
   Moja mama leżała na białym łóżku. Wokół była krew. Włosy miała poprzyklejane do twarzy, oczy zamknięte. Właśnie sprzątano sprzęt do reanimacji. W całym pomieszczeniu słychać było przeciągłe ''PIIIII'' obwieszczające koniec.
-NIEEE...-reszta jest czarną plamą....



                                          ******************************

    Nie wiem, jak to się stało, że wróciłam do domu. Pamiętam natrętny głos, który ciągle powtarzał: "będzie dobrze, będzie dobrze" jak jakieś magiczne zaklęcie. Nie pamiętam co jadłam i czy jadłam w ogóle.
    W nocy chodziłam po domu, wchodząc do każdej sypialni i rozścielając łóżka. "-Dlaczego? Madziu dlaczego? -Bo oni ciociu wrócą, pojechali na zakupy, ale wrócą...". Zero kontaktu. Ściana.
    Siedziałam u siebie na dywanie i czekałam. *BRRR* samochód! Szybko do okna... Wrócili!.. Sąsiad skończył pracę... To nie oni... Ale wrócą, przecież nie powiedziałam mamie, że ją kocham... wrócą...


                                         ******************************


   Nadszedł dzień pogrzebu. Cztery trumny. Podeszłam do każdej.
   Młodsza siostrzyczka wyglądała jakby spała. Pocałowałam ją w zimnu policzek. Ktoś potrzymał mnie z tyłu.
   Starsza siostra na czole miała czerwoną kreskę. Kidy zbliżyłam głowę zobaczyłam masę pudru. Ten puder zapamiętałam najlepiej.
   Tata-ubrany w czarny garnitur. Umarł pierwszy. Podsłuchałam to kiedy ciocia rozmawiała przez telefon.
   Mama. Była blada. Włosy miała  ładnie ułożone. Na ustach ulubioną ciemno-czerwoną szminkę.
-Mamo, obudź się-szepnęłam. Za mną ciocia wybuchnęła płaczem-mamusiu przepraszam... obudź się!
-Weźcie ją-polecił wujek
-Zostaw... mnie... MAMO OBUDŹ SIĘ! MAMO! -krzyczałam walcząc ze łzami i z rękami ciągnącymi mnie do tyłu-...mamusiu...


                                    ********************************


    Pamiętam, że padał deszcz. Pamiętam, że wielu ludzi podchodziło do mnie i przytulało. "Będzie dobrze". Cztery trumny. Trach. Tata. Trach. Mama. "Będzie dobrze". Trach. Siostry. Zamykanie grobu. "Będzie dobrze". Układanie wieńców. Kondolencje księdza.
-...będzie dobrze, zobaczysz-poklepał mnie po ramieniu.
-Wal się- warknęłam.
   Odepchnęłam go i wyszłam z cmentarza. Zaczęłam biec. "Będzie dobrze" i płakać...